Rzecz cała o Jaremie

Jarema ma już od 30 lat. Jesteśmy klubem miłośników podróży, grupą osób ciekawych ludzi i świata - tak wielu jego różnych oblicz. Klub Podróży Jarema stanowi bezpośrednią kontynuację działalności Klubu Turystycznego Jarema, który został założony w 1989 roku z inicjatywy kilkunastu zapaleńców, którzy na warszawskich uczelniach organizowali i propagowali wspólne wyjazdy, obozy, rajdy, w kraju i za granicą.

To teraz trochę historii...

Zaczynaliśmy jako Klub Turystyczny JAREMA - Koło nr 34 Oddziału Międzyuczelnianego PTTK w Warszawie, działający przy Stowarzyszeniu Katolickiej Młodzieży Akademickiej (SKMA). Od samego początku korzystaliśmy z gościnności Duszpasterstwa Akademickiego Kościoła Św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu 68 w Warszawie, gdzie przez kolejnych 28 lat (aż do 2017 roku) znajdowała się nasza siedziba i miejsce spotkań klubowych (od 1993 roku na 3 piętrze Wieży). Naszą domeną stały się górskie wyprawy, rajdy i obozy (również narciarskie, żeglarskie i spływy kajakowe), ale nie tylko...

Po ponad 10 latach aktywnej organizacji imprez turystycznych, wypraw i wyjazdów grupowych, zmieniliśmy charakter naszych wojaży, przechodząc na bardziej kameralne lub indywidualne formy podróżowania. Za to staliśmy się jeszcze bardziej mobilni i wszędobylscy. W roku 2000 zmieniliśmy swoją nazwę na Klub Podróży JAREMA. Organizujemy pokazy slajdów i wystawy fotografii z podróży. Nasze spotkania odbywają się w soboty w obecnej siedzibie Klubu przy Al. Wilanowskiej 333. Jesteśmy pomysłodawcami i organizatorami pokazów slajdów podróżniczych w kinie Wisła (wcześniej w nieistniejącym już kinie Cinema 1 na warszawskiej Starówce) z cyklu "Slajdy Podróżnicze na Wielkim Ekranie Kinowym".

Więcej o nas na stronie Klubu oraz na naszym facebooku



Zanim wyruszyliśmy na szlak, czyli jak powstał Klub Jarema

Lato 1989 roku, to pierwsze wyjazdy i pierwsze miesiące w wolnej już Polsce, tuż zaraz po symbolicznym końcu PRL-u. Wybory 4 czerwca nie tylko odmieniły nasz kraj - odmieniły również świadomość i mentalność ludzi (zwłaszcza tych młodych), że od teraz wszystko (no, prawie) zależy już tylko od nas. Nie da się tak naprawdę opisać tego, co wtedy czuliśmy, o czym rozmawialiśmy i marzyliśmy, co planowaliśmy. Najważniejsze, że wiele z ówczesnych naszych marzeń i planów w pełni się spełniło. Jednak skąd wtedy mogliśmy wiedzieć, że tak właśnie się stanie? Póki co, byliśmy pełni dobrych myśli i szczęśliwi, że zaczynał się w życiu naszym i naszego kraju nowy etap, otwierały się nowe, wielkie możliwości. Przestawaliśmy bać się spraw i rzeczy z dzisiejszego punktu widzenia irracjonalnych i śmiesznych. Rok, czy dwa lata wcześniej nie były one jednak takie proste i oczywiste - przynajmniej nie dla nas.

Większość z nas zaczynała swoje szkoły średnie w Warszawie na początku lat 80-tych, jeszcze w stanie wojennym i w ponurej szarzyźnie powoli upadającego systemu. W drugiej połowie dekady próbowaliśmy dostać się na studia (choć brakowało niekiedy punkcików za preferowane, odpowiednie pochodzenie i celujących ocen na maturalnych świadectwach ;-). A życie studenckie pociągało nas tak nieodparcie i nie wyobrażaliśmy sobie, że mogłoby być inaczej. A, że perspektywy ogólnie nie były wtedy za ciekawe i wesołe, to co tu było robić - "knuliśmy" nielegalnie dla lepszego jutra. Nie, nie tylko dla idei, potomnych i szczęścia społecznego - przede wszystkim chyba dla siebie. Z tego młodzieńczego "knucia" i niezgody na ponurą rzeczywistość PRL-u, zaczęliśmy łączyć się w niewielkie grupki, organizować, wyjeżdżać na festiwale rockowe, akademickie pielgrzymki, a w końcu również w odległe i bardzo słabo jeszcze wtedy dostępne Bieszczady. Zaczęliśmy działać, bo dla chcących (a wbrew pozorom, wcale nie było ich wtedy tak wielu), nie był to wielki problem. Harcerstwo (w latach 80-tych to nie było już czerwone harcerstwo), niezależne ruchy młodzieżowe (Wolność i Pokój) i studenckie (NZS), w końcu założone z naszym udziałem w grudniu 1988 roku Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej (SKMA).

Oazę swobody i normalności znaleźliśmy u boku niezwykłego duszpasterza, księdza Zygmunta Malackiego. "Wujas" był osobą mającą wspaniały kontakt z młodzieżą, która chciała coś wspólnie robić (początkowo w osiedlowej parafii na warszawskim Bródnie) i potrafiącą skutecznie i niesamowicie mobilizować ją do wspólnego działania. Traf chciał, że "Wujas" został wkrótce powołany na stanowisko Rektora Duszpasterstwa Akademickiego Św. Anny w Warszawie i tak na kolejne dziesiątki lat, nasze losy związały się na stałe z tym miejscem i związanym z nim środowiskiem. To właśnie "Wujas" stale i uparcie nakręcał nas do działania społecznego i formacyjnego. Ponieważ był on też wielkim pasjonatem gór (Tatry schodził kilkanaście razy od dołu do góry, wszerz i wzdłuż) i nas również zachęcał do górskich wyjazdów i ogólnie szerokiej działalności turystycznej. I tak też zrodził się pomysł i idea, na początku Sekcji Turystycznej, a potem Klubu Turystycznego SKMA, z siedzibą przy Duszpasterstwie Akademickim Św. Anny. A siedziba była to nie byle jaka. Dostaliśmy w użytkowanie pomieszczenia nowourządzonego klubu SKMA, w podziemiach (z oddzielnym wejściem od strony dziedzińca przy Wieży) - gdzie później, przez kolejne 20 lat była słynna pizzeria "Pod Wieżą". Przez pierwsze cztery lata (do 1993 roku) była to nasza baza - miejsce praktycznie codziennych spotkań, zajęć, kursów, slajdowisk, śpiewanek i zabaw tanecznych. Tu w końcu pojawia się jakże istotny szczegół, którego dotychczas w tej historii brakowało - a mianowicie "Jarema". Ale o tym już w relacji "Rajd po Ziemi Świętokrzyskiej (1989)".

Czasy były jeszcze takie, że bez odpowiednich legitymacji, pieczątek, składek członkowskich, itp, trudno było coś organizować, a baz i noclegów na rajdach i obozach szukać trzeba było głównie w zaprzyjaźnionych harcówkach, gościnnych klasztorach i seminaryjnych bursach. Tyle, że w górach jakoś ich tak niewiele :-) Jedyną możliwością wtedy było jeszcze PTTK - właściciel i dysponent prawie wszystkich schronisk górskich w Polsce, nadający także uprawnienia do organizowania lub prowadzenia oficjalnych imprez turystycznych. A również je dofinansowujący, co dla biednych studentów nie było wcale rzeczą bez znaczenia. Tak więc konieczność zarejestrowania się w PTTK nie podlegała wówczas żadnej dyskusji, szczególnie, że Oddział Międzyuczelniany w Warszawie tej organizacji był wówczas wyjątkowo mało - jak na jej pochodzenie - zideologizowany i naznaczony mentalnością PRL-u. W OM PTTK działało wtedy wiele zaprzyjaźnionych, akademickich klubów turystycznych ze wszystkich uczelni Warszawy. Było to więc bardzo dobre miejsce i dla nas. Tak więc, po pierwszej, zorganizowanej przez nas imprezie turystycznej (taki był wymóg rejestracyjny), złożyliśmy na początku maja 1989 roku dokumenty rejestracyjne wraz z listą członków założycieli (18 osób), spisaną na zebraniu założycielskim w marcu tamtego roku. Wtedy również wybraliśmy tymczasowy Zarząd Klubu, pierwszego prezesa (Michał Gierdal) i wszystkie, wymagane "władze statutowe".

Zaproszenie dostaliśmy na 10 maja i to ten dzień stał się formalną datą zarejestrowania Klubu w OM PTTK. Na zebranie Zarządu OM, jako delegacja Klubu, wybraliśmy się we trzech - z Michałem Gierdalem i "Nuszką" (Robertem Nuszkiewiczem). Ale słuchajcie, co to było za zabranie? Panowie działacze z Zarządu postanowili sprawdzić, czy aby na pewno pasujemy do PTTK-owskiej braci turystycznej, czy może raczej bardziej do braci pielgrzymkowej - jak nas chyba podejrzewali. Doświadczeni organizatorzy, przewodnicy i wytrawni turyści górscy zadawali nam - nieopierzonym i naiwnym młokosom - zabójcze pytania, które miały nas zdeprymować, albo zniechęcić do zakładania Koła. Bo jak to tak? Klub Turystyczny międzyuczelniany, nie związany z żadną konkretną uczelnią, ani wydziałem. Do tego powiązany ze studencką organizacją katolicką? W PTTK? To się przecież nie może udać. A jednak się udało! Nowe czasy "panowie turyści" nastały i myśmy byli ich forpocztą i widomym znakiem. Wyobrażacie sobie ich niepokój i zdziwienie. Oni się zwyczajnie nas przestraszyli. Albo po prostu przestraszyli się nowych czasów. A ich pytania? Na przykład: "Czy modlimy się na wyjazdach?"; "Czy odprawiamy msze święte - albo inne msze?", "Czy śpiewamy jakieś piosenki turystyczne, czy tylko religijne?", "Czy kradniemy kubki i menażki ze wspólnych stojaków w górskich bazach namiotowych? (bo jednemu z nich, ktoś kiedyś z jakiejś "oazy" ukradł kubek)". Tak, to ostatnie pytanie przyprawiło mnie o wyjątkowe drgawki, bo jako gospodarz prowadzący bieszczadzką bazę namiotową w Rabem pod Chryszczatą, szczególnie dbałem o kompletność kubków i menażek na bazie ;)) Ale my byliśmy twardzi - nie daliśmy się im sprowokować i zniechęcić - lata praktyki w "knuciu" się przydały. Godnie odpowiedzieliśmy na wszystkie ich irracjonalnie, a niekiedy wręcz głupie pytania i wątpliwości. Zarejestrowano nas jako Koło nr 34 przy SKMA, OM PTTK w Warszawie, pod adresem Krakowskie Przedmieście 68, zlecono produkcje stempli i pieczątek, wydano legitymacje i znaczki PTTK. A o to przecież głównie nam wtedy chodziło.

Tak, to już mieliśmy załatwione - trzeba było działać i organizować się dalej. A energia w nas wtedy aż kipiała! :-) Wiedzieliśmy już, że tak jak inne, akademickie koła PTTK na uczelniach, będziemy nazywać się Klub Turystyczny. Tylko przydałaby się jakaś ciekawa i fajna nazwa. I tu, po raz kolejny, ale za to w jak znamienny sposób, dał o sobie znać "Duch Kniazia Jaremy" z klasztoru na Św. Krzyżu. Na jednym z majowych, pierwszych spotkań klubowych, ogłosiliśmy konkurs na nazwę naszego Klubu. Było nawet kilka propozycji, ale zapewniam, że żadna nie mogła równać się z tą, którą zostaliśmy natchnieni tamtej, pamiętnej nocy w świętokrzyskim klasztorze. Przecież od tamtego dnia Duch Jaremy był już z nami na stałe. Pomysł na nazwę został zaakceptowany przez aklamację. Odtąd już nasza oficjalna nazwa brzmiała: Klub Turystyczny "Jarema" przy SKMA, Koło nr 34 OM PTTK W Warszawie. Poza nazwą, niezwykle ważne (a może wręcz niezbędne) było odpowiednie logo Klubu. Tu również ogłosiliśmy konkurs na projekt graficzny i czekaliśmy na ciekawe prace. Do finału konkursu zakwalifikowały się trzy prace, z których jedna okazała się bezkonkurencyjna. Był to projekt Maćka Bartosiaka zatytułowany "Gotycki Jarema", który naszym zdaniem, w sposób prosty i czytelny oddawał nastrój świętokrzyskiej nocy z Duchem Jaremy. I tak to już zostało. Potem, można już było zacząć myśleć o innych, istotnych, klubowych atrybutach - naszywkach, plakietkach, koszulkach, itp.

Tak właśnie zaczynała się ta nasza niesamowita historia, która przez kolejnych 30 lat trwa do dzisiaj Lat niezwykle ciekawych, niekiedy burzliwych dziejów - niezwykłych, często dramatycznych przygód, spotkań, zdarzeń, niespodziewanych zmian kierunków tras i szlaków. Historia, która ma swoją kontynuację do dzisiaj, będąc dla nas ciągłym źródłem fascynacji, samorealizacji i spełniania swoich marzeń.

----

Lato 1989 roku. Nadeszły w końcu upragnione, pierwsze wakacje Jaremy. Niektórzy z nas po raz pierwszy, inni po raz kolejny, dostali się właśnie na wymarzone studia. Po raz pierwszy - teraz już oficjalnie jako Klub Turystyczny OM PTTK - mogliśmy wyjeżdżać na rajdy i obozy po Polsce - w góry i na Mazury :-) Mogliśmy bez żadnych problemów nocować w górskich schroniskach, wypożyczać łódki na Żaglach, a nawet dostać zwrot kosztów podróży (dla wielu była to konieczność i warunek niezbędny wyjazdu). Resztę jakoś się zbierało: górskie buty "pionierki"; flanelowe koszule i spodnie moro z wojskowego demobilu; plecaki z zewnętrznym jeszcze, aluminiowym stelażem; metalowe, harcerskie menażki i bidony; konserwy mięsne. Tak wyposażonym, można już było jechać w góry. Imprezą nr 2 Jaremy był obóz wędrowny "Po górach Kotliny Kłodzkiej", z trasą prowadzącą przez Góry Stołowe, Bystrzyckie i Masyw Śnieżnika. 10-cio dniowy wyjazd odbył się w lipcu (20-29.07.1989), a jego uczestnikami byli: Ania Rybczyńska (Anuszka), Beata Brózda, Magda Tobota, Robert Nuszkiewicz (Nuszka), Robert Maciejewski (Maciejka), Marcin Łaszczyński (Marcinek) i niżej podpisany jako organizator. No, ale to już zupełnie inna historia.

Pepe