Bieszczadzkie Anioły, Wetlina, Cisna 13-15 sierpnia 2004

Witam wszystkich,

Udało mi się wyrwać na kilka dni w Bieszczady i uczestniczyć w festiwalu "Bieszczadzkie Anioły", który się odbył w dniach 13-15.08.2004 w Wetlinie i Cisnej.

Już po 12 godzinach podróży PKP, znalazłyśmy się, moja koleżanka i ja, w Zagórzu, a stąd do Wetliny już tylko chwilka. Zamieszkałyśmy w Wetlinie aby być blisko nadchodzących wydarzeń, czyli koncertu jubileuszowego SDM-u. Festiwal zaczął się w piątek 13.08.2004 w Cisnej, gdzie w sali domu kultury przewidziane były różne koncerty, m. in. Ola Kiełb z zespołem, Matragona (rewelacja!), Jurek Bożyk, a nawet muzyka barokowa (z udziałem Wojtka z SDM - skrzypce). Publiczności przyszło co niemiara na tę okoliczność, szczególnie, że wstęp był za friko. Co za pech, że przed tymi wszystkimi koncertami organizatorzy wymyślili sobie wieczorek poetycki, miało nastąpić rozstrzygnięcie konkursu pt. "Turniej jednego wiersza". Ja, niczego nieświadoma, zgłosiłam wcześniej swój wiersz na ten konkurs, i widząc te dzikie tłumy zaczęłam się poważnie niepokoić. Cóż, nie tak wyobrażałam sobie kameralny wieczorek poetycki! Na scenę wyszedł Adam Ziemianin - główny juror, no i zaczęło się wyczytywanie nagrodzonych wierszy. Napięcie sięgnęło zenitu, ale cały czas się pocieszałam, że to niemożliwe, żebym to akurat ja dostała nagrodę, przecież piszę od tak nie dawna i w ogóle był to pierwszy konkurs w jakim brałam udział. A jednak mój wiersz pt. "Wiosna w Bieszczadach" został nagrodzony! Musiałam wyjść na scenę i przy tych wszystkich ludziach na widowni, przy jurorach, członkach zespołów itp. przeczytać na głos swój wiersz! Byłam tak zestresowana, że niewiele z tego w ogóle pamiętam ale udało się! Dostałam fajne nagrody, dyplom i uścisk ręki prawdziwego poety Ziemianina. Potem były koncerty, a wieczorem imprezka w Barze pod Trolem, gdzie po trzecim piwie wpadłyśmy w "dziurę czasową", ok. drugiej nad ranem zauważyłyśmy, że odjechały już wszystkie busy i nikt się nie kwapi, żeby nas zabrać do Wetliny (może dlatego, że wszyscy siedzieli pod Trolem albo w Siekierezadzie). Ale było warto, bo klimat był naprawdę fantastyczny, bieszczadzki na maxa, z głośnym śpiewaniem (około 3 różne repertuary leciały równocześnie - SDM, Dżem, a nawet szanty), ogólnym brataniem się z turystami i miejscowymi "bejdakami", hulankami, swawolami a nawet mordobiciem. Następnego dnia ogarnął nas niestety kac-gigant i ogólne osłabienie. Do wieczora udało się nam jakoś pozbierać i udałyśmy się do Górnej Wetlinki na główny koncert. Koncert był super, grali Bez Jacka, Wolna Grupa Bukowina, Stare Dobre Małżeństwo, które obchodziło 20-lecie istnienia i mnóstwo zaproszonych przez nich przyjaciół, krewnych i znajomych Królika. Furorę wzbudził chór z Turku, który śpiewał z SDM-em i jest też na ich nowej płycie. No, naprawdę, nigdy nie sądziłam, że mi się tak chór spodoba, ale poezja Stachury i Ziemianina zaśpiewana z tak niesamowitą siłą chóru robi wrażenie! Gorąco polecam! Aplauz wzbudził też Jurek Bożyk z piosenką "Zęby w dupie" na jazzowo. No i oczywiście Bukowina i SDM rozbrzmiewające pod bieszczadzkim niebem! Tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć! Na koncercie było 11 tysięcy osób. Nie wiem, jak oni się pomieścili (byli dosłownie wszędzie!), szczególnie, że wiata mieściła najwyżej tysiąc osób.

Oczywiście ludzie okupowali ławki od południa. My dwie wśliznęłyśmy się w takie miejsce niedaleko sceny, gdzie zainstalowane były platformy z nagłośnieniem, to było przejście i wciąż ktoś nam chodził ubłoconymi buciorami po plecach ale przynajmniej miałyśmy super widok na scenę. Wydawało nam się, że tam się już szpilki nie wetknie, ale pod koniec koncertu zmieściło w tym "naszym przejściu" jeszcze z 10 osób! Miałyśmy farta bo załapałyśmy się nawet na kawałek tortu urodzinowego SDM-u.

Tak więc wyjazd był niezwykle udany i mogę go podsumować cytatem z Ziemianina: "Watro było tu przyjechać. Bania z poezją to jest małe piwo!"

Pozdrawiam wszystkich serdecznie,
Ewa Walacik