Sława!

VI-ty plenerowy Skitor do ostatnich dni wisiał na włosku... Zaczęło się od tego, że tym razem kolejka w Piasecznie w maju nie była na chodzie i trzeba było przenieść imprezę w inne miejsce - logiczne wydawało się zrobienie tegorocznego wiosennego Skitora w Sochaczewie. Koniec końców zebrało się wymagane kworum i 14-go maja o 8:00 rano pierwsze ekipy skitorowiczów pojawiły się karnie na dworcu PKP W-wa Śródmieście. O 8:22 wsiedliśmy w pociąg podmiejski do Łowicza i godzinę później (a w tak zwanem międzyczasie pojawiły się pierwsze, folkowe jamy w wykonaniu połączonych sił Rimead i The Reelium) byliśmy na dworcu w Sochaczewie, który od stacji wąskotorówki dzieli około 200 metrów. Tam też czekaliśmy na dojeżdżających we własnym zakresie.

Tym razem nie było parowoziku, a dwa wagony motorowe (trochę podobne do enerdowskich Roburów - ale zgodnie z tym, co mówili kolejarze, produkcji krajowej), między które załączone były dwa dodatkowe wagony beznapędowe z różnych lat. 750 mm rozstawu torów oraz ich stan nie pozwolił na jazdę szybciej niż 15 km/h - znacznie wolniej niż w Piasecznie, co nie miało wpływu na fakt słowiańsko-celtyckiego muzykowania w wagonikach. Okolica też była nieco inna - dopiero pod koniec trasy skończyły się pola i wioski, a zaczął regularny las... Po drodze jechaliśmy ciekawym fragmentem trójszynowym - połączenie 750mm i resztek dawnej bocznicy normalnotorowej. Po krótkim postoju w Wilczych Tułowickich wróciliśmy do Tułowic i niezwłocznie rozpoczął się piknik w ośrodku PTTKu nad rzeczką Łasicą.

Zapłonęły aż dwa ogniska, niedługo potem w ruch poszło frisbee, a na miejscu czekali już na nas Piegaty, którzy dotarli tu transportem kołowym - ale za to Piotr odziany był w świetną czapkę! Przytulny ośrodek PTTK okazał się bardzo gościnny dla wszelkiego rodzaju klimatów skitorowo-folkowych - od klasycznego opalania się, po grę w piłkę i muzykowanie. Tradycyjnie już dominowała nuta celtycka (Rimead/The Reelium plus Fizban, Ethnotrans i Katterina - z tańcami rozkręcanymi przez niezmordowaną Miłkę i Martę "Martwą" z Zakonu Czarnego Smoka) oraz słowiańska (Ewa Wróbel z warsztatowiczami - świetnie się grało meczyk pod słowiańskie śpiewy!!!). Sam meczyk nie miał charakteru rewanżu za zeszłoroczny mecz Słowianie - Celtowie jako, że Celtowie nie stawili się w komplecie, toteż zagraliśmy mecz Ciemna Strona Mocy - Jasna Strona Mocy (niektórzy nazwali ten mecz Kolorowe Koszulki - Białe Koszulki) - w każdym razie było 9:4, a byłoby więcej, gdyby piłka nie wpadła do wody. Akcja ratowania piłki (a potem frisbee, które chwilę potem również miękko wodowało) to cała historia zakończona moją i Miśka Segita przymusową kąpielą w rzeczce ;-)))
Piknik był nieco krótszy niż w Piasecznie - a w drodze powrotnej folkowe jamowanie przeniosło się z wąskiego toru na normalny i trwało aż do Warszawy - tego dnia pociąg relacji Sochaczew - Warszawa należał do folku.
Podsumowując - był to bardzo nietypowy Skitor - pierwszy z lokomotywą spalinową (parowozik przekraczał dość znacznie nasze skromne finanse), pierwszy nie w Piasecznie i do końca nie wiadomo było, czy się odbędzie i jaka będzie pogoda. Na szczęście stare, słowiańskie Bóstwa miały nas w opiece i udało się - ludkowie przybyli, a i pogoda była piękna. Mam nadzieję, że wrześniowy Skitor pojedzie tradycyjnie w Piasecznie. Co do samego Sochaczewa - odniosłem wrażenie, że sama trasa jest troszkę przereklamowana. Samo muzeum jest niewątpliwie imponujące, natomiast trasa w dużej mierze wiedzie przez zaniedbane miasteczka i dopiero pod koniec trasy pojawia się piękna puszcza - a dalej już nie można wjechać. Pod tym względem okolice Piaseczna są ładniejsze. Natomiast samo miejsce piknikowe jest bardzo dobre - z rzeczką, bliskością sklepu i okapami przeciwdeszczowymi - co nie ujmuje oczywiście nic piknikowisku w Runowie.

Darz Bór!
V.Ziutek