Nie wiem jak inni, ale my musimy najpierw odespać zarwane, wyjazdowe noce.
Tak na gorąco, to było nas tak dużo i tyle się działo, że z oczywistych powodów nie daliśmy rady uczestniczyc we wszystkim, co wydarzyło się w ten weekend na Podlasiu. Nawet nie wiem, czy zdołaliśmy pogadać ze wszystkimi. Ograniczę się wiec do tego, co działo się na wiejskim podwórzu w Grabowcu.

Wiejskie podwórze powitało nas we czwartek słońcem (lub niektórych gwiazdami ;), a żegnało deszczem i chmurami. Pierwsze dwa dni pogoda dopisała, dwa pozostałe już nie - a więc w pogodzie remis.
Pierwsi do Grabowca dotarli Maronowscy - jeszcze nocą ze środy - i zasiedlili chałupę celnika Władka. Pozostała część ekipy dotarła przed wieczorem i rozpoczęła przygotowania do ogniskowego otwarcia "Spotkań Jaremy na wiejskim podwórzu". Rodziny dzieciate (Piegatowie, Flaczyńscy, Maronowscy, Henningowie) zasiedliły chałupy, rowerzysci (Magda, Marzi, Ala, Sznórek) - salon w komórce ;), Bajery swój bajerancki namiot, a reszta (Ewa, Igor, Kmit) - gdzie się tam kto pomieścił. Ognisko zapłonęło, gdy dojechali już wszyscy "podwórzowicze" oraz spodziewani i niespodziewani goście. Niespodziewanie pojawili się na Podlasiu Ania z Tomkiem, przedkładając w ten weekend uroki "białowieżskie" nad atrakcje Jemenu, czy Orissy. Całkiem spodziewanie zajechali swoim busikiem młodzi studenci z Białorusi, czyli Nasta i jej zespół Kwiecień. Dużo nas się zrobiło tej nocy przy ognisku - samych Białorusinów było dzisięcioro - ale powitalna nalewka babci Niny szybko pogłębiła i utrwaliła przyjaźń polsko-białoruską. Nie wspomnę już o śpiewach - zarówno a capella, jak i z akompaniamentem gitary, fujarki (Sława) i tabli (Jurek). Blady świt zakomunikował nam jednak, że następnego dnia rozpoczynają się imprezy w Czeremsze.

Ale zanim pojechaliśmy do Czeremchy, piątek upłynął na tradycyjnych spotkaniach na wiejskim podwórzu: śniadankach i pogaduchach pod wiatą, puszczaniu latawca na łące, pełnym poświęcenia meczu piłkarskim...
A po południu rozpoczynał się pierwszy dzień festiwalu w Czeremsze, którego jednym z pierwszych akordów był pokaz slajdów Malwinki i Artura z Wietnamu. Zapachniało niezwykłą nawet tu egzotyką. O wydarzeniach muzycznych festiwalu napiszę wkrótce kilka słów na Muzycznych Podróżach. Miejscem koncentracji jaremowiczów był w tym roku sklepik płytowy Muzycznej Galerii Folkowej (www.folk.pl), prowadzony dzielnie przez Olę (z niewielką pomocą rodziców i znajomych). A po koncertach zmotoryzowani wsiedli do samochodów, rowerzyści wsiedli na rowery i wszyscy pojechaliśmy na drugie ognisko do Grabowca. A tam zadomowili się już kolejni zabłąkani wędrowcy, znajdując schronienie na zawsze gościnnym wiejskim podwórzu. Rodzina Kulczyków rozstawiła swój potężny, namiotowy pałac, a Szynki wynaleźli jakąś wolną kanciapę w komórce. Przy ogniu krążyły mrożące krew w żyłach opowieści o ostatnich wydarzeniach na Podlasiu, gdzie głównymi bohaterami były podlaskie "szeptuchy" i zawistne siostry, a ich ofiarą Batiuszka z hajnowskiej cerkwi. Ognisko płonęło przy dźwiękach gitar i tabli, a nad ranem prawie bezchmurne niebo ani przez moment nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć następnego dnia.

A wydarzyło się to, że około południa w sobotę zaczęło kropić, potem mżyć, a jeszcze potem regularnie padać i padało już tak do samego końca wyjazdu. Niby nic wielkiego - deszcz i chłodny wiatr - ale jednak popsuło nam to trochę imprezę. Sklepik z płytami w Czeremsze musiał przenieść się do korytarza w GOK-u - co zresztą okazało się wcale niegłupim pomysłem - sucho, ciepło, spokojnie i dużo miejsca. Jednak już koncerty do sali przenieść się nie dały i wszyscy, którzy chcieli je zobaczyć, musieli pieruńsko moknąć. A szkoda, bo było na co popatrzeć i czego posłuchać...
Na sam koniec występów Mirek z Czeremszyny zaintonował tylko ze sceny na melodię "Lipki zielonej": "Z tamtej strony kałuży, stoi Karol nieduży. A za Karolem, za tym mokrusieńkim, wszyscy dzielnie tańcują..." ;-)
Ech, o ognisku w Grabowcu to nawet nikt nie myślał. Rozłożyliśmy się z gitarą i nalewkami w kuchni i dośpiewaliśmy tę noc aż do świtu.

W niedzielę deszczowa aura nie pozostawiła złudzeń i wyboru. Trzeba było myśleć o powrocie. Jedni samochodami, inni rowerami i pociągiem wyruszyliśmy "w stronę słońca" - w kierunku Warszawy, gdzie podobno właśnie już ono świeciło. My pierwsze jego promienie napotkaliśmy już w nadbużańskim Drohiczynie - tak więc jeszcze na Podlasiu. Mam nadzieję, że nie zabraknie nam go na następnych Spotkaniach Jaremy na wiejskim podwórzu w Grabowcu. Na tegorocznych było nas aż 32 osoby.

Cieszę się, że wszyscy byliście! :-)

Pozdrawiam gorąco,
pioTrek

 

Z nowo odkrytych bardzo ciekawych miejsc muszę wymienić:
1) Wiatrak holenderski w Koryciskach. A to zdjęcie wnętrza.
Wiatrak jest w gospodarstwie prywatnym, na terenie ogrodzonym na tyłach gospodarstwa. Zachował się w stanie idealnym, tzn. wszystkie mechanizmy działają - wystarczy leciutko zakręcić dowolnym drewnianym kołem zębatym, a wszystko w wiatraku się kręci. Jedynie odłączone jest największe koło zębate napędzane skrzydłami. Gospodarz pokazał nam, że już są pieniążki i będzie odtwarzał skrzydła i wymieniał spróchniałe elementy na zewnątrz, np. galeryjkę do regulacji kierunku ustawienia skrzydeł. Jest szansa, że ten wiatrak będzie niedługo sprawny jak nowy, czego nie można powiedzieć o innych wiatrakach w skansenach. Ja nie znam żadnego w Polsce wiatraka, który byłby sprawny - ten w Koryciskach jest najbliższy do stanu sprawności. Różne elementy wyposażenia wiatraka np. urządzenia do mielenia, warsztat z drewnanym imadłem z lat 40-stych - wszystko jest na miejscu i sprawne.

2. Kapliczka na wodzie w Ladach.
To miejsce bardzo klimatyczne i odludne. Mnóstwo krzyży dziękczynnych, święte obrazki. Studnia ze świętą wodą, kaplica cała zawieszona małymi świętymi obrazkami. Warto zauważyć, że gmina Czyże stara się przyciągnąć turystów i stworzyła ciekawe "szlaki" z tablicami informacyjnymi o miejschach takich jak kurhan czy grodzisko - których nie docenimy jeśli ktoś nam nie powie, że "ten wzgórek to kurhan z V wieku,w którym pochowany jest wódz plemienny z plemienia ..., które sto lat później splądrowało Rzym" :)

Pozdr.
Jurek