Majówka w Radosnym Szwejkowie w Łupkowie (2017)

Majówka w Radosnym Szwejkowie w Łupkowie, maj 2017

 Tak, moi Drodzy!

A wszystko zaczęło się ponad 30 lat temu od wyprawy w pół dzikie jeszcze wówczas Bieszczady grupy kumpli ze szkoły J
To było tak dawno temu, że aby tam dojechać pociągiem, trzeba było zarezerwować ponad dobę ;-))   
A na miejscu transport głównie okazją z drewnem, lub sporadycznym PKS-em, noclegi w studenckich bazach namiotowych lub stanicach harcerskich (było ledwie kilka, dosyć niewyszukanych schronisk oferujących raczej podłogę niż łóżko ;-)), plecaki stare płócienne „gruchy” lub nowoczesne z aluminiowym stelażem na wierzchu, w plecakach kilogramy metalowych puszek z mielonką, paprykarzem szczecińskim, gulaszem angielskim i fasolką po bretońsku. Po prostu międzynarodowo i ekskluzywnie J
To był posmak prawdziwej, egzotyki i wielkiej przygody.
Bieszczady zostały nam w sercu i pomimo upływu czasu zawsze wracamy tu z wielkim wzruszeniem i głębokim przeświadczeniem, że to najlepsze miejsce na oderwanie się od miejskiego gwaru i pędu codziennych obowiązków. To również najlepsze miejsce na prawdziwe i pełne bycie z bliskimi i przyjaciółmi, na wspólny wysiłek i zmęczenie, na podrapania, błoto i mokre buty po przeprawach przez górskie strumienie, na zachwyty pięknem gór i buczynowego lasu, na prawdziwie metafizyczne współodczuwanie natury i spraw pozaziemskich. Tylko tu, kładąc się zmęczonym na łące lub połoninie, zamykając na chwilę oczy, tak namacalnie daje się odczuć obecność, przyjaznych i bliskich bieszczadzkich aniołów.
A jeżeli do tego wszystkiego trafi się jeszcze do tak Rados-nej i lekko odrealnionej, zaszytej gdzieś na skraju dwóch nierzeczywistych światów miejscówki, to powiem szczerze, ma się wrażenie chwilowego przeniesienia się do innej rzeczywistości, z której naprawdę trudno jest wrócić do realnego świata.
Tak, trochę to potrwało, jednak jakoś tam się udało J
 
Dziękujemy Wam gorąco za spędzony wspólnie, niezwykle dla nas cenny i wartościowy, bieszczadzki czas na końcu świata... prawie J
 
Pozdrawiamy,
Ania i Piotrek
 
-----------------------------------------
No i po majówce....
Dzięki Wszystkim za super atmosferę podczas wyjazdu do Szwejkowa, a w szczególności Radkowi za znalezienie i zorganizowanie fajnej kwatery, Piotrkowi (którego gardło i opuszki palców pewnie jeszcze długo będą dochodziły do siebie ;-) ), Tomkowi i   Helenie :-)  za muzyczne uświetnienie wyjazdu, towarzyszom wycieczek za błądzenie po lesie i stanie w Bieszczadzkim korku. ;-)
A pogoda....
Jak zwykle nie sprawdziła się i była dużo lepsza niż zapowiadana w prognozach... ;-)
AdamS
 
-------------------------------------
Było cudownie!
Dziękuję zwłaszcza organizatorowi i głównemu grajkowi, a także śpiewakom, grajkom dodatkowym, dostarczycielom herbatki o poranku, kotletów i ciastek w trudnych chwilach na szlaku i wszystkim uczestnikom. Dziękuję prowadzącym przez wądoły i strumole, pomagaczom w przekraczaniu brodów i planistom wyznaczającym ciekawe trasy cośmy je pokonali.
Pogoda nas rozpieściła, ani razu nie wycofaliśmy się przez nią ze szlaku i tylko raz zmokliśmy.
Udało się zdobyć liczne góry, w Beskidzie Niskim Kamień z cudnym starodrzewem, Kiczerę ze ścieżką prowadzącą na manowce i Rzepedkę z widokiem na połoniny. W Bieszczadach Okrąglik z ruchomą tablicą "Narodny Park Poloniny" i Jasło z niezapomnianą panoramą jakże bliskich połonin. Udało się pojeździć konno w stadninie w Starym Łupkowie i zaliczyć schronisko "Koniec Świata w Łupkowie", a także wejść na widokowe łąki Horodki.
Przestawiliśmy kolejową zwrotnicę, zdobyliśmy wieżę celników nad torami, przewędrowaliśmy kolejowy tunel do innego kraju i innego świata i powróciliśmy górą przez przełęcz.
 
Kwatera Radosne Szwejkowo, choć w pierwszym kontakcie zimna i spartańska okazała się ciepła i radosna, a wieczory przed cudnym kominkiem nigdy nie kończyły się przed 3 rano. Dwie ubikacje na całą grupę wystarczyły, aby nie było kolejek, palacze zapewniali stałe ogrzewanie z korytarza - jakże niezbędne dla zimnych murów pobudowanych przez WOPistów. Dymiące spalenizną palce gitarzysty przy wydłubywanu sianka z naszego misia pozostaną na zawsze w naszej pamięci.
 
Przypomnieliśmy sobie, że Bieszczadzko Beskidzko-Niskie klimaty są czymś niezwykłym i już chcemy tam wracać.
 
Pozdrawiamy,
Iwona i Jurek
 
------------------------------------------------------
Oj, było cudownie, to prawda!
 
Przyłączamy się do podziękowań dla grajków, śpiewaków, towarzyszy wspaniałych wędrówek i tych, którzy te wędrówki planowali, jako i dla całego Jaremowego grona na kwaterze, która wprawdzie była zimna, ale serca były gorące, ot co. A najcieplejsze podziękowania kierujemy do tych, co palili w piecu i kominku!
 
Pokrótce o naszych przeżyciach. Pierwsza z nas wyruszyła Agnieszka razem z rodzinką Jaworskich, dzięki czemu w miłym towarzystwie pokonała ścieżkę przyrodniczą wokół Komańczy (w sobotę, kiedy pozostali uczestnicy wyjazdu jeszcze jechali na miejsce). My w tym czasie zwiedziliśmy zamek Kamieniec w Odrzykoniu (ten, w którym działa się "Zemsta" Fredry), najdłuższy na świecie schron kolejowy w Stępnicy (bywał w nim Hitler i Mussolini) oraz zrobiliśmy sobie spacerek po Krośnie.
 
W niedzielę wybraliśmy się na pierwszy szlak z Duszatyna ku jeziorkom Duszatyńskim i na Chryszczatą, z powrotem miała być leśna ścieżka i była, ale nie do końca w pożądanym kierunku, więc było trochę krzalowania, ale zakończonego sukcesem.
 
W poniedziałek była piękna, choć tłoczna Połonina Wetlińska, wspaniałe widoki, śliczne kwiatki przy szlaku (pierwiosnki, przebiśniegi, zawilce, cybulice, wawrzynek wilczełyko), trochę śniegu w górnych partiach, niestety jak to w majówkę ludzi dużo i na dole korki. Wieczorem zajechaliśmy do Ustrzyk G. na koncert Orkiestry św. Mikołaja i był to chyba najfajniejszy koncert tej grupy na jakim byliśmy.
 
Wtorek był dniem lajtowym, poświęconym na zwiedzanie okolicznych pięknych cerkwi (Szczawno, Rzepedź, Turzańsk, Radoszyce, Smolnik) i na niespieszny spacer doliną do Łopienki, gdzie piękna cerkiew bieleje wśród łąk, a na pniaczku siedzi Bieszczadzki Chrystus. Wieczorem podjechaliśmy jeszcze podziwiać dwie cerkwie w nastrojowym oświetleniu i pod gwiazdami (ta w Turzańsku jest podświetlana).
 
We środę żegnaliśmy już Jaremowe grono, więc wyjście na szlak nieco się opóźniło w stosunku do pierwotnych planów. Nie chcieliśmy więcej tłumów, więc wybraliśmy mało uczęszczany zielony szlak z Wetliny przez Dział na Małą Rawkę. Decyzja była strzałem w 10. Ludzi na szlaku - ok. 10 osób, potem kolejnych 10 na zejściu i ze 30 w schronisku. Widoki na Połoninę Wetlińską i Caryńską, potem na zaśnieżone Rawki i Tarnicę - przednie. Niestety pogoda zorientowała się, że wyjechał zaklinacz Adam i sprezentowała nam pełny przegląd swoich możliwości: od pięknego słońca, poprzez lekkie zachmurzenie i mżawki, aż po burzę z ulewą i gradobiciem. Dobiegające ze wschodu grzmoty zniechęciły nas do zdobywania Wielkiej Rawki, ale i tak do bacówki dotarliśmy totalnie przemoczeni, a pisząca te słowa nadal ma obolały tyłek po twardym lądowaniu w błocie.
 
Ostatni dzień wstał pochmurny, więc udało nam się tylko podjechać do parku linowego w Cisnej (nasze dzieci oceniają go wysoko - dwie trasy, trudniejsza naprawdę trudna i zapewniająca dreszczyk emocji, łatwiejsza przyjemna dla dzieci ok. 10 lat, na obu ciekawe przeszkody). Zatrzymaliśmy się pod zalaną deszczem cerkwią w Komańczy i drugą w Króliku Wołoskim. Planowaliśmy też zwiedzanie Centrum Szkła w Krośnie, ale niestety na pasującą nam godzinę zabrakło biletów (nauczka na przyszłość, żeby rezerwować wcześniej).
 
Podsumowując - wspaniały wyjazd, świetna atmosfera, doborowe Jaremowe towarzystwo, gardła odpowiednio pozdzierane na śpiewankach, wszystkie spodnie i buty odpowiednio zabłocone i przemoczone, na liście strat mapa laminowana Bieszczady XL (może ktoś znalazł?) i już tęsknimy za bieszczadzko-beskidzkimi klimatami!
 
Pozdrawiamy
Malwina i Artur z dzieciakami
--------------------------------------------
 
Ech….wszystko już zostało powiedziane. Ja też dziękuję wszystkim za wspaniały czas na końcu świata, za atmosferę, wspólne śpiewanie i odkrywanie młodych talentów. Było wszystko co trzeba, zimne noce i gorący kominek, trochę słońca i trochę deszczu, wspaniale oznakowane zarośnięte szlaki (te znane i te nieznane) z błotem po kostki, a nawet śnieg pod zielonymi bukami i prawdziwi turyści namiotowi. I tylko czasu było za mało, żeby zajrzeć do wszystkich cerkwi…. zazdroszczę Wam szlaków, na których nie byliśmy. Trzeba będzie wrócić.
 
Wielkie dzięki za podróż sentymentalną!
Magda